3 lutego 2012

soy Polako



Dzisiaj sniadanie zjadlem w totalnie rodzinnej atmosferze. Poszedlem do kuchni tam mama Memo zapytala sie czy chce cos zjesc, dokladnie, bo w tym celu tam poszedlem. Memo pojechal dzisiaj rano do szkoly a ja zostalem aby sie dluzej wyspac. Usiadlem w kuchni przy stole, przyszedl brat Diaveto, pozniej siostra, ojciec na chwile, i dzisiaj poznalem kuzyna mowi po angielsku, drugiego kuzyna z zona, a w okolicach kuchni, domu i podworza biegaly sympatyczne male dzieciaki. Jedno na moj widok tak sie zawstydzilo ze prawie weszlo by w nogi Mema siostry;) hehe no coz tak to juz zawstydzam dzieci...
Wszysycy zywo dyskutowali, smiali sie, cos sobie opowiadali, naprawde pozytywna atmosfera! Mimo iz nie rozumiem co mowili, czasem mi kuzyn przetlumaczyl na angielski to i tak sie smialem razem z nimi. Podobaja mi sie take rodziny, napewno kiedys wprowadze cos takiego do swojej.

Jadlem pewien ryz w pomidorach, do tego "rozpackane jajka:)" czyli ugotowane jaja pokrojone drobno a to wszystko mozna posypac cukrem, do tego pieczywo bulki, lub tortilla. Siostra Mema podala mi szklanke wlasnorecznie wycisnietego soku z pomaranczy. Pycha! plus pomarancze w calosci. Takie soki sa tu na porzadku dziennym. Meksykanska kuchnia naprawde bardzo mi odpowiada.

W godzinach poludniowych odwiedzilismy Mariel, znam ja z campu french woods z 2009. Naprawde milo bylo ja zobaczyc. Nawet o tym nie marzylem ze kiedykolwiek ja spotkam;) chcialismy zrobic jej niespodzianke, schowalem sie gdy czekalismy na nia przed domem po tym gdy zawolala ja mama, ale juz wczesniej wyczaila mnie z okna hehe. Niestety zapomnialem zrobic sobie z nia zdjecia, ale za jakis tydzien jeszcze sie umowimy na piwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz